Cały czas ryzykuję

Cały czas ryzykuję

Cały czas ryzykuję

Transfer ze świata filmu do biznesu w branży farmaceutycznej może się wydawać nieco karkołomny. Przykład Mikołaja Gauera, młodego łódzkiego przedsiębiorcy pokazuje, że jest on nie tylko możliwy, ale i opłacalny.

Paulina Czarnek-Wnuk: Swoją drogę zawodową zaczął pan od studiów filmowych. Skąd takie zainteresowania?

Mikołaj Gauer: Zawsze chciałem być operatorem filmowym, fotografem. W liceum zacząłem się tym na poważnie interesować, robiłem zdjęcia. Potem zdawałem do łódzkiej szkoły filmowej, ale po trzech nieudanych próbach, w których odpadałem w ostatnim etapie, zdecydowałem się zdawać do Katowic, na Wydział Radia i Telewizji Uniwersytetu Śląskiego. Dostałem się za pierwszym razem, na pierwszym miejscu. Studiowałem pięć lat i właściwie już pod koniec trzeciego roku zacząłem pracować w Warszawie. Byłem operatorem kamery w serialach telewizyjnych m.in. w „Kryminalnych”, „Samym życiu” oraz w filmach kinowych np. w „Świadectwie” wyreżyserowanym przez Pawła Piterę.

P. Cz.-W.: Cały czas ma pan jakiś kontakt z filmem?

M. G.: W maju kręciłem zdjęcia do filmu „Apartament” a jeszcze w październiku zaczynam robić fabularyzowany dokument o zakonie krzyżackim, między innymi w Malborku, na Litwie. Czeka nas prawie rok zdjęć.

P. Cz.-W.: Kiedy w takim razie pojawił się pomysł na prowadzenie biznesu farmaceutycznego?

M. G.: W momencie, kiedy nastąpił pewien przestój w byciu szwenkierem – tak nazywa się zawód operatora kamery – przyjechałem do Łodzi pomóc mamie w prowadzeniu apteki, którą otworzyła w 1991 roku przy Pomorskiej 80. No i tak jakoś zostało. Obecnie biznes ten rozrósł się do sieci kilkunastu aptek stacjonarnych Melissa, w tym jednej w Warszawie, oraz apteki internetowej. Początkowo sprzedaż prowadziłem przez Allegro, później firma dotandspot.pl zrobiła stronę internetową apteki i w tej chwili znajdujemy się na wiodącym miejscu w Polsce pod względem sprzedaży wysyłkowej.

P. Cz.-W.: To jednak nie jedyne inwestycje, jakie pan poczynił. Jakiś czas temu kupił pan budynek dawnej przędzalni przy Pomorskiej 77.

M. G.: Kupiłem go dwa lata temu, prawie rok trwało załatwianie wszystkich papierów, pozwolenia na budowę, konsultacji z konserwatorem, strażą pożarną i tym podobnych. We wrześniu ubiegłego roku zaczął się remont i właściwie już się skończył. Pierwsi najemcy właśnie się wprowadzają, jest to między innymi agencja interaktywna, firma informatyczna, serwis smartfonów. Na pierwszych dwóch piętrach znajdzie się zaś apteka i magazyn z prawdziwego zdarzenia, który jest nam niezbędny, ponieważ w ciągu kilku ostatnich lat nasze potrzeby, jeśli chodzi o powierzchnię magazynową, bardzo się zwiększyły.

P. Cz.-W.: Decyzja ta była chyba jednak trochę ryzykowna.

M. G.: Sądzę, że tak, ponieważ osoba z głową na karku powinna kupić działkę, wybudować na niej od podstaw magazyn dopasowany do swoich potrzeb. Ja natomiast od zawsze marzyłem, żeby mieć w Łodzi prawdziwą fabrykę, taką z cegły i spełniłem swoje marzenia, choć nie ukrywam, że niektórzy twierdzili, że miejsce to nie za bardzo nadaje się do remontu – dach był częściowo zawalony, kilka stropów nadpalonych, przegnitych. Postanowiłem jednak to zrobić.

P. Cz.-W.: Czy mimo to coś z czasów świetności tego budynku udało się zachować?

M. G.: Zostały wszystkie drewniane stropy, nie zalaliśmy ich betonem, ponieważ architekt obliczył, że spokojnie przeniosą obciążenie i bez obaw będzie można postawić tam regały z lekami i kosmetykami. Okna wymieniliśmy, oczywiście dałoby się je odrestaurować, ale nie spełniałyby wtedy wymogów, jeśli chodzi o temperaturę, jaka powinna panować wewnątrz budynku. Udało się natomiast zachować zbiornik przeciwpożarowy znajdujący się na ostatnim piętrze wieży, gdzie będę miał swój gabinet. Niemalże całą koncepcję zagospodarowania wnętrza budynku opracowałem sam, choć oczywiście projekt budowlany został przygotowany przez architekta z odpowiednimi kwalifikacjami.

P. Cz.-W.: Czyli wyczucie obrazu, wyobraźnia przestrzenna, które posiada pan chociażby dzięki doświadczeniu filmowemu, w jakiś sposób zaowocowały. Jakie są w takim razie plany na najbliższy czas?

M. G.: Przed nami teraz przeprowadzka magazynu i apteki do nowej lokalizacji. Chcemy rozwijać działalność również poza Łodzią, być nadal konkurencyjni cenowo i cały czas poszerzać swoją ofertę. Planujemy, by nasza sieć znalazła się na liście aptek stażowych, w których przyszli farmaceuci będą mogli zdobywać zawodowe szlify. Zresztą jesteśmy bardzo otwarci na młodych ludzi i chętnie z nimi współpracujemy

P. Cz.-W.: A jak wygląda rynek, jeśli chodzi o sprzedaż internetową leków? Na ile jest on rozwinięty?

M. G.: Rynek rozwija się dynamicznie, powstaje bardzo dużo nowych aptek. Na szczęście moja apteka, podobnie jak kilka innych, istnieje od pewnego już czasu w tej branży i ma ugruntowaną pozycję. Natomiast, kiedy zaczynaliśmy jakieś pięć lat temu, ten rynek jeszcze raczkował i w pierwszym tygodniu funkcjonowania apteki internetowej mieliśmy zaledwie jedno zamówienie. Wynikało to z tego, że ludzie nie mieli zaufania do tego rodzaju sprzedaży. Z czasem zaczęło się to jednak zmieniać.

P. Cz.-W.: Chodziło tylko o zmianę przyzwyczajeń, czy też miał pan konkretną strategię na to, jak wpływać na rynek?

M. G.: Przyznam szczerze, że nie. Ten rozwój przyszedł naturalnie. Oczywiście cały czas starliśmy się dbać o naszych klientów i jak najwyższą jakość oferowanych usług. I to była jedyna strategia. Zresztą ciągle to robimy. Natomiast w porównaniu do Stanów Zjednoczonych czy Wielkiej Brytanii jesteśmy jeszcze o jakieś pięć lat do tyłu, jeśli chodzi o zaufanie do sprzedaży wysyłkowej.

P. Cz.-W.: Jak odnalazł się pan w biznesie? W jaki sposób nauczył się pan, jak postępować w prowadzeniu własnej działalności?

M. G.: Metodą prób i błędów. Ze swoim wykształceniem operatora filmowego nie miałem żadnej wiedzy. Cały czas więc w jakimś sensie ryzykowałem.

P. Cz.-W.: A tych błędów było dużo?

M. G.: Sporo, nadal zresztą się pojawiają. Apteka jest dość trudnym do prowadzenia podmiotem, trzeba posiadać koncesję na prowadzenie apteki, od naszej pracy zależy w pewnym sensie ludzkie zdrowie, więc wszystko musi być w jak najlepszym porządku.

P. Cz.-W.: Zdecydował się pan jednak pójść o krok dalej, jeśli chodzi o branżę medyczną i jest pan współwłaścicielem przychodni lekarskiej.

M. G.: Tak, w wakacje otworzyliśmy przychodnię lekarzy specjalistów MelissaMed przy Narutowicza 42. Oferujemy tam szeroki zakres opieki specjalistycznej w zakresie endokrynologii, ginekologii, diabetologii, radiologii czy ortopedii. Wykonujemy również badania usg i inne badania diagnostyczne.

P. Cz.-W.: Apteki i przychodnia w Łodzi. Jakim miejscem jest to miasto z punktu widzenia prowadzenia własnej działalności?

M. G.: Łódź się buduje, rozwija. Często narzekamy na związane z tym utrudnienia, ale za jakiś czas będzie zdecydowanie lepiej. Łódź przeżywa zmiany, które w innych większych miastach takich jak Kraków czy Poznań miały już miejsce. Jeśli chcemy im dotrzymać kroku, to wszystko, przez co teraz przechodzimy, jest konieczne. Ja natomiast jestem lokalnym patriotą i żadnym wypadku nie chciałbym się przeprowadzić do innego miasta.

 

żródło: pracujewlodzi.pl

Komentarze (0)