Suma doświadczeń

Suma doświadczeń

Suma doświadczeń

OD ZAWSZE INTERESOWAŁ SIĘ TECHNOLOGIAMI ZWIĄZANYMI Z INTERNETEM. W BIZNESIE POJAWIŁ SIĘ DOŚĆ WCZEŚNIE – JUŻ NA DRUGIM ROKU STUDIÓW. ŁUKASZ FELSZTUKIER, BO O NIM MOWA, ZAŁOŻYŁ AGENCJĘ INTERAKTYWNĄ DIGITAL ONE, W 2011 ROKU STWORZYŁ APLIKACJĘ ITAXI A OBECNIE WPROWADZA NA RYNEK SWÓJ NAJNOWSZY PROJEKT – FIRMĘ LINTERI.

Paulina Czarnek-Wnuk: Czym zajmuje się Linteri?

 

Łukasz Felsztukier: Założyliśmy Linteri w 2014 roku, chcąc stworzyć platformę, która pozwoli firmom prowadzić komunikację ze swoimi klientami za pomocą smartfonów, medium, którego większość ludzi aktualnie używa i spędza z nim więcej czasu niż z telewizorem, prasą czy radiem. Wykorzystujemy do tego beacony, technologię istniejącą na rynku od niedawna – komercyjne początki jej zastosowania datuje się na połowę 2013 roku. Od początku beacony posiadały bardzo duży potencjał, brakowało jednak narzędzi, które pozwalałyby firmom je wykorzystać i czerpać z tego wymierne korzyści. Stwierdziłem, że najwyższy czas zmienić tą sytuację.

 

P. Cz.-W.: Co w takim razie potrafią beacony?

 

Ł. F.: Beacony to niewielkie urządzenia, które komunikują się ze smartfonami za pomocą bluetootha. Dzięki nim możemy zamienić przestrzeń analogową wcyfrową. Jeśli umieścimybeaconywdanymmiejscu, to zareagują one na zbliżenie się użytkownika, pod warunkiem, że ma on włączony w swoim telefonie bluetooth i zainstalowaną aplikację danej firmy. Beacony pozwalają analizować to, co dzieje się w określonym miejscu, np. w sklepie. Jeśli ktoś pracował z technologiami internetowymi, to zna takie narzędzie jak Google Analytics, które informuje o tym, jacy ludzie odwiedzają stronę, jak często to robią, skąd przycho- dzą czy jakimi produktami się interesują. Natomiast w handlu tradycyjnym trudniej zdobyć takie dane. Większość galerii handlowych mierzy liczbę klientów poprzez czujniki zamontowane w bramkach, do tego dochodzą informacje od najemców o obrotach oraz ilości i wielkości transakcji. Pozostałe dane zbierane są wformieankiet– awięcsątodanedeklaratywne. Widać tu ogromną dysproporcję pomiędzy ilością informacji, jaką dysponują firmy funkcjonujące w przestrzeni internetu, a klasyczny biznes typu brick and mortar. Beacony umożliwiają więc wprowadzenie do świata fizycznego mechanizmów, które do tej pory mogliśmy wykorzystać tylko w sklepach internetowych.

 

P. Cz.-W.: I kilka projektów do tego fizycznego świata udało się Linteri już wprowadzić.

 

Ł. F.: Początki były trudne. Duża część naszej pracy polegała na rozmowach z klientami i informowaniu ich o możliwościach tej technologii. Pierwszy duży

 

zrealizowany przez nas projekt, to projekt dla Uniwersytetu Łódzkiego – największe chyba wdrożenie beaconów w Polsce, jeśli chodzi o zasięg geograficzny. Rozmieściliśmy urządzenia na wszystkich wydziałach i w akademikach uczelni – w sumie było to prawie czterdzieści budynków na terenie całego miasta. Pre- miera SmartUni miała miejsce w 2015 roku. Powstała aplikacja mobilna dla studentów z zagranicy, dostępna na systemy iOS oraz Android. Okazała się sukcesem

– w ciągu dwóch miesięcy osiemdziesiąt procent studentów zainstalowało ją i udostępniło informacje o Łodzi i uniwersytecie swoim znajomym w sieciach społecznościowych prawie czterdzieści tysięcy razy. Kolejne istotne wdrożenie wykonaliśmy dla sieci marketów DIY Leroy Merlin. Rozmowy z tą siecią zaczęliśmy w październiku 2014 roku, pierwsze testy miały zaś miejsce dwa miesiące później. W trakcie testów wykazaliśmy, że aż kilkanaście procent klien- tów posługuje się technologią bluetooth. Kolejnym etapem był montaż beaconów w sklepie Leroy Merlin

 

P. Cz.-W.: Czy nie istnieje jednak obawa, że użytkownik poczuje się zaspamowany, otrzymując takie wiadomości?

 

Ł. F.: Każda technologia ma dwie strony, a my jesteśmy świadomi zagrożeń. Jeśli dana osoba będzie przechodziła obok sklepu i dostanie w ciągu godziny dziesięć powiadomień, to odinstaluje aplikację i już nigdy więcej z niej nie skorzysta. Dlatego doradzamy naszym klientom, by rozważnie posługiwali się tą formą komunikacji. W platformie natomiast stworzyliśmy funkcje, które pozwalają ograniczyć liczbę przesyłanych wiadomości. Namawiamy klientów również do tego, by budowali jak najbardziej spersonalizowaną ofertę. Badania z wdrożeń tej technologii w Stanach Zjednoczonych pokazują, że jeśli komunikat o zniżce pokazywał się klientowi w momencie, gdy miał on produkt na wyciągnięcie ręki i faktycznie był on nim zainteresowany, to cztery na dziesięć osób wkładało ten produkt do koszyka. Taką skutecznością nie może się pochwalić żadna inna forma komunikacji.

 

P. Cz.-W.: Gdzie jeszcze – poza Leroy Merlin

 

w warszawskiej Arkadii. W tej chwili pracujemy blisko z siecią i wspólnie uczymy się, jakie dane możliwe są do pozyskania za pomocą naszej technologii. Celem jest powiązanie profilu klienta we wszystkich kanałach komunikacji – a co za tym idzie – dostarczenie mu ciekawszych doznań zakupowych bez względu na to, czy kupuje w markecie czy w internecie.

 

P. Cz.-W.: Jak w praktyce może to wyglądać?

 

Ł. F.: Przyjmijmy, że klient szuka farb do poma- lowania pokoju dla dziecka. Najpierw zagląda do sklepu internetowego za pośrednictwem aplikacji mobilnej zainstalowanej w swoim telefonie, ale nic konkretnego nie przypada mu do gustu. Następnego dnia przechodzi obok sklepu. Firma wie, że ta osoba oglądała farby i może tę wiedzę wykorzystać, aby zachęcić klienta do wejścia do sklepu na przykład poprzez zaoferowanie zniżki. Kiedy już klient zjawi się w dziale z farbami, aplikacja mobilna może wyświetlić mu przewodnik, który pozwoli dobrać odpowiedni rodzaj farby. Dzięki temu firma ma szansę nawiązać dialog z klientem, którego do tej pory w takim kształcie w sklepie fizycznym nie było.

 

P. Cz.-W.: Na rynku pojawiały się już jednak technologie, które umożliwiały wysyłanie informacji o ofercie klientom, którzy pojawiali się w danym miejscu.

 

Ł. F.: Technologie te, funkcjonujące zanim pojawiły się beacony, określiłbym jako technologie 1.0. Były one oparte o klasyczny moduł bluetooth, jeszcze zanim smartfony znalazły się w powszechnym użyciu. Beaco- ny dają nie tylko możliwość przesłania użytkownikom wiadomości, ale również dokładnego poznania ich zachowań. Dzięki nim wiemy, ile czasu klient spędza w danym dziale, jak często przychodzi do sklepu, w jakich godzinach to robi, czy coś kupuje. Informacje te mogą służyć do segmentacji użytkowników, co pozwala na tworzenie mocno spersonalizowanych komunikatów i ofert, które faktycznie się klientom przydadzą.

 

P. Cz.-W.: Czy nie istnieje jednak obawa, że użytkownik poczuje się zaspamowany, otrzymując takie wiadomości?

Ł. F.: Każda technologia ma dwie strony, a my jesteśmy świadomi zagrożeń. Jeśli dana osoba będzie przechodziła obok sklepu i dostanie w ciągu godziny dziesięć powiadomień, to odinstaluje aplikację i już nigdy więcej z niej nie skorzysta. Dlatego doradzamy naszym klientom, by rozważnie posługiwali się tą formą komunikacji. W platformie natomiast stworzyliśmy funkcje, które pozwalają ograniczyć liczbę przesyła- nych wiadomości. Namawiamy klientów również do tego, by budowali jak najbardziej spersonalizowaną ofertę. Badania z wdrożeń tej technologii w Stanach Zjednoczonych pokazują, że jeśli komunikat o zniżce pokazywał się klientowi w momencie, gdy miał on produkt na wyciągnięcie ręki i faktycznie był on nim zainteresowany, to cztery na dziesięć osób wkładało ten produkt do koszyka. Taką skutecznością nie może się pochwalić żadna inna forma komunikacji.

 

P. Cz.-W.: Gdzie jeszcze – poza Leroy Merlin i Uniwersytetem Łódzkim – możemy się spotkać z beaconami obsługiwanymi przez Linteri?

 

Ł. F.: Obeaconowaliśmy kilka galerii handlowych, między innymi Złote Tarasy i Blue City w Warszawie. Wspólnie z jednym z największych portali internetowych opracowaliśmy również nowy produkt reklamowy, który umożliwia reklamę geolokalizowaną i hiperlokalizowaną. Za jego pomocą mamy szansę przyciągnąć klientów do danego miejsca, na przykład galerii handlowej, a tam komunikację przejmują już beacony. Jest to nowy produkt, z dużym potencjałem na przyszłość.

 

P. Cz.-W.: Jak ocenia pan etap, na którym firma Linteri znajduje się w tym momencie?

 

Ł. F.: Młodą firmę można oceniać na kilku polach. Pierwszą rzeczą jest potwierdzenie przydatności tego, co robimy. Poprzez dotychczasowe wdrożenia wykazaliśmy, że istnieje na rynku zapotrzebowanie na nasze rozwiązania. Znajdujemy się teraz na etapie pozyskiwania kolejnych klientów – odważnych, innowacyjnych firm, które nie będą się bały stosować nowych rozwiązań w codziennej komunikacji z klientami. Liczę na to, że dzięki temu stworzymy ciekawe case studies, który przekonają innych, że beacony to technologia, w którą warto inwestować.

 

P. Cz.-W.: Jak już wspomnieliśmy, zanim doszedł pan do beaconów, zajmował się pan wieloma innymi projektami. Zaczęło się dość wcześnie, po pierwszym roku studiów.

 

Ł. F.: Faktycznie było to już szesnaście lat temu. Studiowałem na Wydziale Zarządzania Uniwersytetu Łódzkiego. Interesowałem się technologiami internetowymi. Dowspółpracyzaprosiła mniewarszawskafirma Supermedia. To był marzec 1999 roku. Spakowałem się i pojechałem do Warszawy, pracowałem tam do września, po czym wróciłem do Łodzi, by dokończyć sesję i kontynuować studia. W Supermedia miałem możliwość pracy z takimi klientami jak Ericsson, robiliśmy pierwsze kampanie w technologii flash, która wtedy dopiero raczkowała. To mnie zainspirowało do tego, by stworzyć firmę doradzającą dużym markom, jak wykorzystać internet w ich działalności. I tak w 1999 roku powstała agencja Digital One. Osiem lat później większościowy pakiet udziałów D1 kupiła grupa Euro RSCG należąca do międzynarodowego holdingu reklamowego – Havas. Po sprzedaży udzia- łów zajmowałem się przez jakiś czas handlem, to była firma rodzinna z branży farmaceutycznej.

 

P. Cz.-W.: Pod koniec 2011 roku pojawiło się iTaxi.

 

Ł. F.: Tworzyliśmy je od zera, od pomysłu, poprzez oprogramowanie, aplikację mobilną, pozyskanie pierwszych taksówkarzy do współpracy i pasażerów zainteresowanych ofertą. Byliśmy jedyną platformą pozwalającą w tak wygodny sposób zamówić taksówkę – nie przez centralę, w której dostajemy pierwszą

 

taksówkę z kolejki, bez względu na to, gdzie jesteśmy i gdzie znajduje się taksówka. iTaxi pozwala wybrać dokładnie tą taksówkę, którą chcemy, która była najbliżej lub pasowała nam najbardziej ze względu na stawkę, markę czy model samochodu. Po trzech miesiącach od założenia firmy dołączył do nas Łukasz Wejchert jako inwestor – objął on mniejszościowy pakiet udziałów. Pamiętam, że walczyliśmy chyba ze wszystkimi warszawskimi korporacjami, które się zjednoczyły i stwierdziły, że iTaxi to największe zagrożenie dla tej branży. Na tajnym zebraniu po- stanowiły nawet, że zwolnią natychmiast każdego kierowcę chcącego z nami współpracować. Od początku działaliśmy jednak na rzecz taksówkarzy i pasażerów i to sprawiło, że z czasem szefowie korporacji nie byli już w stanie z nami walczyć. iTaxi to bardzo ciekawe doświadczenie, ponieważ zajmowałem się przy tym projekcie niemalże wszystkim – tworzeniem produktu, marketingiem, PR-em czy wreszcie sprzedażą. Z czasem jednak zacząłem szukać nowych wyzwań i tak pojawiło się Linteri. Jest więc ono sumą doświadczeń, które miałem po drodze. Żadnego z nich nie żałuję.

 

P. Cz.-W.: Jak technologie informatyczne pojawiły się w pana życiu?

 

Ł. F.: Zaczynałem od Atari 65 XL, które otrzymałem w wieku siedmiu lat od taty wraz z bursztynowym monitorem i zastawem gier na kartridżach. To był 1986 rok. Razem z moją ciocią, która była nauczycielem matematyki, tworzyliśmy proste formuły przekładające się na różne figury geometryczne na ekranie. To było takie ziarenko, które rozwinęło się potem w ogromną pasję do informatyki. A że wychowywałem się w przedsiębiorczej rodzinie, to postanowiłem te dwie dziedziny ze sobą połączyć.

 

żródło: pracujewlodzi.pl

Komentarze (0)