Harmonii szuka nie tylko w dźwiękach – ciężką pracę i ćwiczenia godzi z resztą życia

ROZEGRAĆ KARIERĘ JAK UTWÓR BEZ FAŁSZÓW

Harmonii szuka nie tylko w dźwiękach – ciężką pracę i ćwiczenia godzi z resztą życia, choć przyznaje, że w karierze muzyka warto postawić na determinację. O tym skąd czerpać inspiracje, o czym pomyśleć przed decyzją o studiach muzycznych, jak dbać o talent i nie zostać sportowcem, gdy ewidentnie coś nam w duszy gra, rozmawiamy z wiolonczelistą i członkiem Daroch Trio, Tomaszem Darochem.

Ewelina Krupska: Można by przypuszczać, że życiorys artystyczny Tomasza Darocha jest jak utwór muzyczny rozpisany na pięciolinii w tempie co najmniej allegro. Czy rzeczywiście karierę muzyka można porównać do udziału w muzycznym ultramaratonie? Jeśli tak – jak radzi Pan sobie z tym tempem?

Tomasz Daroch: Zdecydowanie tak! Kariera muzyka jest swego rodzaju długo trwającym ultramaratonem, gdyż rozwija się przez prawie całe życie. Tempo mojej działalności artystycznej czasami bywa zawrotne i co ciekawe, właśnie wtedy jestem najbardziej zmobilizowany do działania. W życiu jednak staram się utrzymać pewną równowagę, ponieważ uważam, że to właśnie harmonia pomiędzy życiem zawodowym a osobistym stanowi klucz do osiągania sukcesów.

E.K: Zdecydował się Pan stworzyć artystyczny duet z wiolonczelą. Był to świadomy i przemyślany wybór czy zupełny przypadek? A może za taką decyzją stoi jakaś ciekawa historia godna dłuższej opowieści?

T.D: Miałem 7 lat, kiedy rozpocząłem naukę gry na wiolonczeli, a więc decyzja o wyborze instrumentu leżała po stronie komisji rekrutacyjnej i moich rodziców. Będąc ostatnim, najmłodszym dzieckiem, zdawałem sobie sprawę, że tak jak siostry pójdę muzyczną ścieżką. Wtedy jednak nie sądziłem, że będę grał na wiolonczeli, szczególnie, iż wcześniej uczyłem się gry na fortepianie. Do ciekawych historii należy na pewno mój drugi rok nauki w szkole, kiedy zwątpiłem w swoją muzyczną przyszłość i byłem w pewnym momencie przepisany do szkoły o profilu sportowym. Z bardzo prozaicznego powodu nie chciałem kontynuować nauki w szkole muzycznej ― po prostu nie lubiłem ćwiczyć. Jednakże dzięki namowom łódzkiego lutnika Marka Olmy rodzice postanowili poczekać z decyzją do końca roku szkolnego. Na szczęście dodatkowy czas i sukces na dziecięcym konkursie muzycznym dodały mi sił na kontynuowanie edukacji artystycznej. Od tamtej pory gra na instrumencie stała się moją wielką pasją.

E.K: Wielu niezależnych twórców sądzi, że za wielkimi nazwiskami nie zawsze kryje się długa i kręta ścieżka edukacji, a do osiągnięcia sukcesu wystarczy talent i odrobina szczęścia. Czy dziś, z perspektywy nie tylko muzyka, ale także dydaktyka, podpisałby się Pan pod tą opinią?

T.D.: To fakt, że zdarzają się w muzycznym świecie postaci, które bardzo szybko i w zaskakujący sposób osiągają ogromny sukces. Jednakże pomimo pomocy finansowej, managementu, wielkiego talentu i szczęścia uważam, że ciężka praca to podstawa: „bez pracy nie ma kołaczy”.

E.K.: W jaki sposób szkoły i akademie muzyczne kształtują młodych artystów?

T.D.: Trudno odpowiedzieć na to pytanie w zwięzły sposób. Szkoły muzyczne mają przede wszystkim na celu umuzykalnianie i uwrażliwienie młodego człowieka na kulturę. Ich głównym zadaniem jest stworzenie solidnego fundamentu. Jak wiadomo tylko część uczniów takich ośrodków decyduje się na kontynuowanie kształcenia na uczelni wyższej o kierunku muzycznym. Uważam, że idąc na Akademię Muzyczną należy być przygotowanym i zdeterminowanym na ciężką pracę. Jest to najlepszy czas na pełny rozwój. Można ten okres życia wykorzystać bardzo owocnie, albo go przespać. Wydaje mi się, że zarówno szkoły muzyczne, jak i akademie dają sporą szansę na przygotowanie do zawodu, jednak wszystko zależy od chęci i stopnia mobilizacji uczniów oraz studentów.

E.K.: Jakich umiejętności wymaga, Pana zdaniem, gra na instrumencie? Da się stworzyć pewne robocze kompendium predyspozycji do muzykowania?

T.D.: Oprócz predyspozycji typowo muzycznych, tj. poczucie rytmu czy dobry słuch niezwykle przydatnym jest, by muzyk posiadał świadomość ciała, precyzję i plastyczność ruchu, wytrwałość i determinację, a także wrażliwość na detale.

E.K.: Czy podczas Pańskiej edukacji w łódzkiej Akademii Muzycznej był moment, który okazał się kluczowym w kwestii kontynuacji studiów i pracy w roli wykładowcy z młodymi muzykami?

T.D.: Tak! Tym momentem był zdecydowanie mój rok dyplomowy studiów magisterskich, w którym zaproponowano mi pozostanie asystentem-stażystą. Już w trakcie studiów miałem przyjemność prowadzić lekcje z kilkoma młodszymi podopiecznymi prof. Stanisława Firleja. Ten czas był dla mnie niezwykle inspirujący i wyjątkowo wpłynął na chęć kontynuowania drogi pedagogicznej, a właściwie rozpoczęcia tej ścieżki zawodowej.

E.K.: Pańskie muzyczne portfolio to konkursy i festiwale zarówno polskie, jak i międzynarodowe. Jakie korzyści młodzi muzycy mogą czerpać w udziału w takich wydarzeniach?

T.D.: Konkursy potrafią być niezwykle pomocne na drodze młodego muzyka do sukcesu. Moim zdaniem największą wartością są jednak różnorodne doświadczenia zdobywane podczas tego typu wydarzeń. Poza poszerzaniem repertuaru, poznawaniem środowisk muzycznych z całego świata, możliwościami występu w prestiżowych salach koncertowych znajdzie się wiele pozytywnych aspektów, dla których warto próbować swoich sił w takich przedsięwzięciach. Sam brałem udział w ponad 20 konkursach wiolonczelowych czy kameralnych i muszę przyznać, że odporność sceniczną nabyłem właśnie podczas tych występów.

Udział w festiwalach jest już wielką przyjemnością dla muzyka, częstokroć nagrodą po zdobytym triumfie konkursowym. One również przynoszą wielkie doświadczenia artystyczne, jednak są moim zdaniem odmienne od tych odczuwalnych podczas konkursowych zmagań.

E.K.: Muzyczna historia rodziny Daroch mogłaby zainspirować niejednego początkującego artystę. Od wielu lat koncertuje Pan z rodzinnym zespołem fortepianowym „Daroch Trio” – jaka jest Pańska rola i kto odpowiada za repertuar?

T.D.: Kiedy rozpoczęliśmy grać w trio fortepianowym byłem jeszcze bardzo młody, miałem zaledwie 12 lat. Wkrótce jednak postanowiliśmy traktować naszą współpracę poważnie i założyliśmy Daroch Trio. Wówczas nie byłem jeszcze świadomy mojej roli czy podziału obowiązków. Dopiero w trakcie wspólnych studiów z kameralistyki stałem się pełnoprawnym partnerem w pracy zespołowej, wkrótce także na polu organizacyjnym. Jeśli chodzi o repertuar to dzielimy się swoimi pomysłami, czyli śmiało mogę powiedzieć, że każdy z nas za niego odpowiada.

E.K: Krew, pot i łzy to nie tylko domena sportów walki – muzycy bardzo ciężko pracują. Na co powinien przygotować się przyszły wirtuoz, który decyduje się na studia artystyczne?

T.D.: Przede wszystkim powinien przygotować się na żmudną pracę, nie zawsze przynoszącą natychmiastowe efekty. Student uczelni artystycznej powinien również być na bieżąco ze światem sztuki i kultury. Śledzić rynek, samodzielnie szukać inspiracji, w maksymalny sposób wykorzystywać możliwości, które daje mu bycie częścią środowiska muzycznego. Mądrze i aktywnie kierować swoją ścieżką, być samodzielnym i twórczym.

E.K.: Skąd czerpie Pan twórcze inspiracje?

T.D.: Z życia codziennego, gdyż każda najmniejsza chwila może przynieść wartościowe natchnienie.

E.K.: Czy rynek muzyczny w Polsce jest przyjazny artystom, którzy dopiero aspirują, by stać się jego częścią?

T.D.: Przyjazny może i jest, ale na pewno nie aż tak wielki, by pomieścić wszystkich aspirujących do podbicia rynku muzycznego. Jak wszędzie należy brać pod uwagę konkurencję, która w moim odczuciu jest coraz silniejsza. Wielu młodych ludzi decyduje się na pójście ścieżką artystyczną, jednak należy pamiętać, że na szczyt dochodzi tylko kilku z nich, stąd pytanie, na jak długo wystarczy artyście sił, żeby się na nim utrzymać.

E.K. Bardzo dziękujemy za inspirującą rozmowę i życzymy dalszych artystycznych i zawodowych sukcesów!