Nie inspirują jej style, lecz ludzie i ich projekty

SZKICE NA SERWETKACH

Nad żelbetowe stropy – relikty przeszłości – przedkłada rozwiązania bardziej nowoczesne, takie jak te, które współtworzy z amsterdamskim cc-studio. Nie inspirują jej style, lecz ludzie i ich projekty – najbardziej te, w których autor daje wyraz swojej wrażliwości na materiał i konstrukcję, przy zachowaniu założeń projektowania zintegrowanego, troski o ekologię i dobry design. Małgorzata Mader, absolwentka architektury na Politechnice Łódzkiej, opowiada nam o swoich inspiracjach, projektach i sukcesach, kulisach procesu twórczego, przestrzeniach i miejscach, z których możemy być dumni oraz o tym, jak znaleźć własne miejsce na rynku i w efekcie – stać się samodzielnym projektantem.

 

Jest Pani absolwentką architektury na Wydziale Budownictwa, Architektury i Inżynierii Środowiska Politechniki Łódzkiej i obecnie doktorantką Instytutu Architektury i Urbanistyki. Na Pani koncie jest mnóstwo prestiżowych nagród, w tym pierwsze miejsce w kategorii Next Generation Europe podczas konkursu LafargeHolcim Awards 2017 w Marsylii. Trudno jest zostać zauważonym w środowisku architektonicznym na arenie międzynarodowej?

Odpowiedź „trudno” lub „łatwo” nigdy nie jest obiektywna. Na tego typu sukces zawsze składa się kilka czynników. Pierwszym z nich jest odnalezienie konkursu lub wydarzenia, o którym można powiedzieć „to coś dla mnie”. Drugi to podjęcie wyzwania – złapanie tego pociągu, który za chwilę odjedzie. Trzecim czynnikiem jest oczywiście szczęście, które musi nam towarzyszyć – to czy trafimy w gust jury, odbiorców, czy odpowiemy na zadane w konkursie pytanie. Mówiąc w skrócie: łatwo nie jest na pewno, ale jedyną szansą jest wykonanie zadania i wiara w sukces.
 

Zwyciężyła Pani z projektem swojej pracy dyplomowej „Kooperatywa mieszkaniowa w starej fabryce, czyli adaptacja hali jednoprzestrzennej z lat 60-tych na funkcję mieszkalnictwa wielorodzinnego”. Co zakłada koncepcja?

W konkursie LafargeHolcim Awards projekt ten występował pod nazwą „ECOmmunity Factory” i zakładał fuzję trzech założeń mojej koncepcji zrównoważonej architektury: 1― wykorzystanie istniejącej, zdegradowanej tkanki miejskiej, przekucie cech niedocenianej architektury w sukces inwestycyjny. W przypadku „Kooperatywy…” przekształcenie części kompleksu fabrycznego w miejsce do życia; 2 ― aktywację procesów społecznych, zachęcenie mieszkańców do podjęcia próby uczestnictwa w kreacji własnych mieszkań i środowiska sąsiedzkiego, współpracy przy budowie „mojego i naszego” . Proces powstawania architektury zakłada projekt drewnianej konstrukcji wewnątrz przestrzeni starej, jednoprzestrzennej hali. Na kanwie drewnianej struktury miały powstać mieszkania realizujące indywidualne potrzeby przyszłych mieszkańców. Trzykondygnacyjne mini-domki zakotwiczone wewnątrz ochronnej „skorupy” hali zróżnicowane zostały pod względem wielkości i standardu; 3 ― umożliwienie obiektowi zminimalizowania wpływu na środowisko poprzez zastosowanie kolektorów wody deszczowej, kolektorów słonecznych oraz wykorzystanie samej przestrzeni hali jako buforu energetycznego oddzielającego ogrzewane wnętrza mieszkań od zewnętrza budynku.

 

Czy w takim razie największy potencjał architektoniczny widzi Pani w postindustrializmie?

Nie chcę mówić, że w czymś potencjał jest największy, a w czymś innym go nie ma. Projektowanie polega na dostrzeganiu problemu i szukaniu rozwiązania. Dla każdego regionu problem może być inny, nie zawsze odpowiedzią będzie ponowne wykorzystanie budynków pofabrycznych. Kluczem jest analiza korzyści, przeszkód, elementów kulturowych wpływających na architekturę i społeczeństwo. Najważniejsze jest trafne wyciągnięcie wniosków z analizy. Sam postindustrializm bywa świetnym rozwiązaniem dla miast, w których poprodukcyjne obszary zostały wchłonięte w tkankę urbanistyczną. To, że w takich przekształceniach jest potencjał dostrzec można nie tylko w Wielkiej Brytanii (patrząc na Tate Modern projektu Herzog&de Meuron) czy Holandii (amsterdamski NDSM) ― świadczą o tym także polskie realizacje, takie jak Manufaktura w Łodzi, Muzeum Śląskie i krakowski MOCAK.

 

Który styl w architekturze jest Pani najbliższy i najbardziej Panią inspiruje?

Styl architektoniczny to próba segregacji cech. Dobra architektura jest kombinacją estetyki, optymalizacji rozwiązań budowlanych, funkcjonalizmu, trafnej relacji z otoczeniem czy doboru materiałów. Jeśli budynek high-tech połączy te cechy, będzie on dziełem. Podobnie modernistyczny, organiczny lub skrajnie minimalistyczny projekt. To, jaką nazwę stylu przypiszemy budynkowi nie ma żadnego znaczenia. Zmieniając odrobinę pytanie muszę stwierdzić, że są ludzie i projekty, które mnie inspirują. Przyznam, że mam dziwną słabość do projektów Terunobu Fujimori. Architekt ten jest absolutnym mistrzem bajkowej zabawy formą. Z autorytetów bliższych naszej kulturze uwielbiam Petera Zumthora – człowieka o niezwykłej wrażliwości i genialnym wyczuciu materiału.

 

Wspomniała Pani kiedyś, że architektura jest nie tylko Pani zawodem, ale także stylem życia. Czy to oznacza, że w ramach śniadania projektuje Pani konkretną wizję, a na kolację możemy podziwiać jej realizację?

Architektura rzeczywiście wniknęła w moje życie. W tym momencie współpracuję z holenderską pracownią cc-studio w Amsterdamie, przygotowuję się do LafargeHolcim Research in Practise Grant Lab w Meksyku, odkrywam świat VR w architekturze przy projekcie wystawy w Sainsbury w Anglii i próbuję pogodzić pracę z życiem naukowym na Politechnice Łódzkiej i życiem prywatnym. Architektura jest wszędzie i nie sposób jej nie dostrzegać przy śniadaniu, obiedzie i kolacji. Pomysły powstają w różnym tempie, początki rzeczywiście bywają szkicami na serwetkach, ale etap koncepcyjny trwa zazwyczaj około miesiąca. Jeśli chcemy doczekać się realizacji, musimy czekać przeważnie minimum rok. Odpowiadając na pytanie ― to byłby bardzo długi dzień.

 

Jakich rad może Pani udzielić młodemu pokoleniu, które planuje podbić rynek architektoniczny?

Nie mogę wystąpić w roli eksperta, bo sama jestem na początku tej drogi. Uniwersalną radą będzie chyba sugestia by robić to, co sprawia przyjemność, wtedy praca nie będzie męcząca. Jeśli dodatkowo dołożymy do tego odrobinę wyczucia i cierpliwości, łatwiej będzie nam znaleźć się na drodze do sukcesu. Nawet jeśli spektakularny sukces nigdy nie nadejdzie, unikniemy frustracji.

 

Jakie elementy polskiego krajobrazu architektonicznego wymazałaby Pani najchętniej gumką myszką, a z czego możemy być dumni?

W tym temacie gryzą się we mnie dwa uczucia. Pierwszym jest pragnienie, byśmy patrzyli na polską architekturę bez kompleksów, świadomi historii i przyczyn takiej jakości zabudowy, w jakiej przyszło nam żyć. Drugim jest rzeczywisty niepokój, że polskie prawo, braki w planach miejscowych, zła polityka przestrzenna nie pozwolą nam na naprawienie elementów przestrzeni, których chciałoby się nie widzieć. Wręcz przeciwnie, gros powstających inwestycji to powielanie błędów naszych poprzedników.
Pomimo silnego powiewu pesymizmu, są w polskim krajobrazie urbanistyczno-architektonicznym elementy, z których możemy być dumni. Pominę tutaj historyczne centra miast Krakowa, Zamościa czy Wrocławia, nie będę omawiać również problemu nieumiejętności wartościowania dziedzictwa czasów powojennych. Już w tym momencie mamy czym się pochwalić w kwestii architektonicznych nowości. Szczecińska filharmonia wraz z placem, Krakowski Ogród Sztuki, okolice katowickiego Spodka, Hala Koszyki w Warszawie reprezentują dobry nurt. Przestrzenie offowe, takie jak Nowy Market na Głównym czy Off Piotrkowska też są miejscami, gdzie zabrałabym zagranicznych znajomych.

 

Jakie wyzwania stoją przed młodymi architektami, którzy chcieliby pracować w kraju i zmieniać oblicze polskiej architektury na lepsze?

Życie zawodowe pozwala szybko dostrzec wyzwania. Rokrocznie na rynek wkraczają setki absolwentów kierunków architektoniczno-urbanistycznych. Biur projektowych, w których mogą podjąć pracę nie brakuje, jednak firm pozwalających na pewną samodzielność i dynamiczny rozwój jest stosunkowo mało. Podstawowym wyzwaniem jest chyba znalezienie miejsca w tym różnorodnym świecie. Studia otwierają drzwi do wielu ścieżek: od grafiki komputerowej, przez design, po skalę urbanistyczną. Jeśli miejsce, w którym pracujemy nie pozwala na zaspokojenie ambicji, odwaga podjęcia walki o siebie jest niezwykle ważna. Intuicja zawsze podpowiadała mi, że powinnam współpracować z małymi firmami, w których będę miała szansę uczestniczyć w każdym etapie projektu. Dopóki nie zdecyduję się na w pełni samodzielną praktykę, stawiam na dynamiczny rozwój u boku zaufanych specjalistów.

 

Jak ocenia Pani kondycję polskiej branży architektonicznej? Czy polscy architekci podążają za obowiązującymi trendami, czy też boją się sięgać po innowacyjne rozwiązania?

Opinia na ten temat wymaga pewnego uśrednienia, a wolałabym nie generalizować. Mamy w Polsce wiele dobrych pracowni i wiele takich, które wydają się nie mieć powołania. Przyznam jednak, że brakuje mi w naszym kraju chęci ryzyka, zabawy architekturą, eksperymentów materiałowych i konstrukcyjnych na płaszczyźnie fizyki budowli, zintegrowanego projektowania łączącego idee w duchu ekologii i dobrego designu. Być może to kwestia współpracy międzybranżowej? W cc-studio projektujemy elewacje z membrany, ściany z ubijanej ziemi i konstrukcje z drewna klejonego warstwowo. Niewiele jest pracowni w Polsce skłonnych wyjść z ramy żelbetowych stropów i ścian z bloczków Ytong. Nawet jeśli budowane są domy pasywne lub energooszczędne, projekt polega często wyłącznie na stworzeniu domu-termosu i włączeniu odzysku ciepła. Trochę nuda.

 

Co sądzi Pani o przyszłości technologii VR (Virtual Reality) w architekturze?

VR rozwija się bardzo dynamicznie, choć mam wrażenie, że jeśli stanie się codziennością w naszej pracy, to na razie jako narzędzie prezentacji projektu. Spodziewam się, że na efektywne narzędzie projektowe w technologii VR będziemy jeszcze czekać kilkanaście lat, chociaż nie wykluczam większej prędkości zachodzenia zmian. Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że wszystkie obecne na rynku gogle VR zakładają obecność ekranu w odległości kilku centymetrów od gałki ocznej – ich użytkowanie szybko męczy wzrok. Po ośmiu godzinach nurkowania w VR nasze organizmy mogłyby odmawiać posłuszeństwa. Pozostaje nam uzbroić się cierpliwość w czekaniu na rozwój technologii zanim jednym ruchem ręki będziemy przesuwać ściany i kształtować stropy w wirtualnej rzeczywistości.

 

Jakie narzędzia i cechy są niezawodne w pracy architekta?

Chyba nie istnieją narzędzia niezawodne. Wiadomo, że architekci nie używają już desek kreślarskich i rapidografów. Naszym podstawowym narzędziem pracy stał się komputer wraz z oprogramowaniem do modelowania CAD i BIM. Jeśli chodzi o cechy, to architekt musi posiadać kombinację co najmniej kilku. Samodzielny projektant musi radzić sobie we współpracy z klientem i umieć działać pod presją czasu przy jednoczesnym zachowaniu wrażliwości. Jest jeszcze jedna cecha trudna do nabycia – umiejętność krytycznej oceny własnej pracy, zrobienia kroku w tył, by móc dalej iść naprzód.

 

Czy w historii architektury istnieje projekt, który szczególnie Panią zachwycił?

Jeśli mogę posłużyć się niedaleką przeszłością, to projekt kaplicy na wybrzeżu pekińskiego studia Vector Architects, niezwykle mnie zachwycił. Łączy on w sobie wszystko, co powinna mieć dobra architektura. W tym niewielkim budynku współgra materiał, światło, otoczenie, konstrukcja i detal. Mało który budynek potrafi tak poruszyć.