O marzenia trzeba walczyć do końca, nawet jeśli czeka nas wyboista droga ...

Dr Dolitte w spódnicy

O marzenia trzeba walczyć do końca, nawet jeśli czeka nas wyboista droga” – to słowa Klaudii Kołaczkiewicz, studentki weterynarii Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu. Rozmawiamy z nią o tym, dlaczego warto jest zawalczyć o marzenia i nigdy nie poddawać się w dążeniu do ich realizacji.


 

Kiedy odkryła Pani, że chciałaby studiować właśnie weterynarię?

Odkąd pamiętam uwielbiałam zwierzęta. W moim rodzinnym domu nigdy ich nie brakowało, to właśnie rodzice nauczyli mnie miłości i szacunku do wszystkich żywych istot. Dorastałam z myślą, że kiedyś będę mogła je leczyć i profesjonalnie pomagać.

Bardzo chciałam być żeńską wersją Dr Dolittle. Już w podstawówce pojawiły się pierwsze, niewinne myśli. Potem to kiełkowało we mnie coraz bardziej i bardziej. W liceum byłam już w 100% pewna, jaką chcę obrać ścieżkę zawodową. Wtedy już na poważnie myślałam o Weterynarii, jednak okazało się, że wszystko nie jest takie proste. Było wiele obaw, czy na pewno sobie poradzę i przeszkód, które stawały na drodze.

Chyba każdy przez to przechodzi, gdy zaczyna się dorosłe życie i pierwsze dojrzałe decyzje. Wiedziałam też, że w przyszłości nie widzę siebie nigdzie indziej, nie było żadnego planu B, który by mnie satysfakcjonował. Byłam uparta, ale to doprowadziło mnie do celu.

Na studiach z kolei odkryłam, że zawód ten to nie tylko miłość do zwierząt, ale też kawał ciężkiej pracy i nieustanne podnoszenie swoich kwalifikacji zawodowych. Tutaj nigdy nie spoczywa się na laurach i wciąż są rzeczy, których trzeba uczyć się na nowo. To dziedzina, która niezwykle prężnie się rozwija. Coś co kiedyś wydawało się niemożliwe, teraz jest na wyciągnięcie ręki.

Ja sama patrzę na wiele aspektów zupełnie inaczej niż kiedyś. Bardzo podziwiam ludzi pracujących w tym zawodzie i cieszę się, że już niedługo sama będę jego częścią. 

 

Jak wyglądała Pani droga do znalezienia się właśnie na tym wymarzonym kierunku studiów.

Niestety nie była to dla mnie prosta droga. Zawsze lubiłam się uczyć i nigdy nie miałam z tym większego problemu, ale nie potrafiłam wbić się w klucz maturalny. Kiepsko wypadałam na testach, a stres i nerwy na pewno nie poprawiały mojej sytuacji.

Zbyt późno zorientowałam się, że jest dużo materiału, który muszę jeszcze przyswoić. Brakowało mi wtedy systematyczności, to kolejna rzecz, której nauczyły mnie studia. Chemii nie lubiłam i nie mogłam się do niej przekonać, więc kierowałam się myślą “jakoś to będzie”. Mimo nauki i chęci, matura nie poszła mi zbyt dobrze. Wyniki nie były wystarczające, aby dostać się na wymarzone studia. Pamiętam, że po ogłoszeniu wyników, wróciłam do domu i przepłakałam cały wieczór. Następnego dnia zacisnęłam pięści i powiedziałam sobie, że tak łatwo się nie poddam!

Postanowiłam zrobić sobie tzw “gap year”. Na inny kierunek studiów nie poszłam. Nie chciałam tracić czasu na coś co mnie totalnie nie interesuje. Cały rok poświęciłam na ponowne przygotowanie do matury z chemii i biologii na poziomie rozszerzonym. Nie była to dla mnie łatwa decyzja zwłaszcza, że wszyscy znajomi wyjechali na studia do większych miast.

Zostałam sama z toną książek i obawami. Niektóre osoby podcinały mi skrzydła i mówiły, że sobie nie poradzę. Pomyślałam sobie, że utrę im nosa i pokażę, że mogę! Na poprawę przygotowałam się sama, nie miałam wtedy pieniędzy na korepetycje bądź kursy. Uważam tamten czas za bardzo owocny. Przekonałam się do chemii i stwierdziłam, że jednak nie jest taka zła. Da się ją nawet polubić! Starałam się też walczyć ze stresem. Z poprawy nie wyszłam zadowolona. Znowu były rzeczy, które mogłam zrobić inaczej.

Ostatecznie matura poszła mi zdecydowanie lepiej niż za pierwszym podejściem. W szczególności chemia, którą napisałam nawet wyżej niż biologię. Gdy w końcu dostałam się na studia, byłam najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem. Każdemu życzę tego, aby poznał to uczucie. Niezależnie czy uda się za pierwszym razem, czy jednak trzeba będzie zrobić kilka podejść! O marzenia trzeba walczyć do końca, nawet jeśli czeka nas wyboista 

droga. Myślę, że dzięki temu bardziej doceniam studia. Wiem, że kosztowało mnie dużo pracy, aby znaleźć się w tym miejscu, w którym obecnie się znajduję. 

 

Klaudia Kołakiewicz Wrocław

 

To przepiękna historia motywacyjna. Jakich rad udzieliłaby Pani przyszłym studentom, którzy chcieliby również zawalczyć o swoje marzenia?

Każdemu zawszę poradzę, aby się nie poddawał i walczył o swoje marzenia do końca! Nawet najlepszym zdarzają się upadki, a matura na pewno nie jest odzwierciedleniem naszych umiejętności oraz nie mówi nam, czy nadajemy się na jakieś studia, czy też nie.

Jeśli czegoś naprawdę chcemy i wkładamy w to dużo serca i wysiłku, to na pewno w końcu się uda! Czy to będzie w tym roku, za rok albo za dwa lata. Jest wiele wyjść, które warto zawsze rozważyć. Niektórzy decydują się na poprawę matury lub na studiowanie w trybie niestacjonarnym, na który są nieco niższe progi.

Najgorsze jest to, że w tak młodym wieku trzeba podejmować dojrzałe decyzje, które będą potem rzutowały na całe nasze życie.Drugą ważną kwestią jest słuchanie głosu serca, a nie rodziny czy znajomych.

Niestety wciąż wiele ludzi wybiera swoje studia w wyniku nacisku ze strony otoczenia, albo co gorsza rezygnują myśląc, że nie dadzą rady. Na pewno się o tym nie przekonają, jeśli nie spróbują. Trzeba wierzyć w siebie i swoje możliwości i nie słuchać innych ludzi, którzy często chcą podcinać innym skrzydła. 

 

Dlaczego wybrała Pani Uniwersytet Przyrodniczy we Wrocławiu?

Było wiele czynników, które zadecydowały o moim wyborze. Z pewnością duże znaczenie miał fakt, że Wrocław znajduje się blisko miejscowości, z której pochodzę. Wiedziałam, że łatwiej będzie mi dojeżdżać do domu. Poza tym Wrocław to piękne prostudenckie miasto, zapewniające wiele atrakcji i tętniące życiem kulturalnym.

Zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia i tak jest do dnia dzisiejszego! Druga sprawa, że Wydział Medycyny Weterynaryjnej we Wrocławiu jestna naprawdę wysokim poziomie, obecnie to najlepszy wydział w Polsce i jestem dumna, że mogę tutaj studiować. Wiedziałam, że posiada dobrze rozwinięte zaplecze dydaktyczne oraz wspaniałą historię zapoczątkowaną we Lwowie.

Cechuje go również ugruntowana tradycja oraz program nauczania. Obecnie wielu studentów uważa, że wybór uczelni nie ma większego znaczenia, bo przecież wszędzie wygląda to tak samo. Nic bardziej mylnego! To bardzo ważna decyzja i nie powinna być podejmowana pochopnie. Zawsze powinniśmy sprawdzić, co oferuje dana uczelnia, czy posiada akredytację, jaki jest stosunek do studenta itd. 

 

Prowadzi Pani niezwykły blog weterynarzwspodnicy.blogspot.com. Czy mogłaby Pani opowiedzieć, jak rozpoczęła się Pani historia z nim związana?

Oczywiście! Blog powstał zaraz po tym, jak dowiedziałam się, że zostałam przyjęta na studia. Rozpierała mnie wtedy ogromna radość. Chciałam się nią dzielić ze światem. Poza tym byłam bardzo podekscytowana, zbliżającym się rokiem akademickim.

Planowałam zacząć kompletować wszystkie materiały, książki i inne najpotrzebniejsze rzeczy. W związku z tym przeszukałam wszystkie strony i blogi poświęcone studiowaniu Weterynarii. Niestety nie znalazłam wszystkich interesujących mnie informacji. Pomyślałam, że może warto opowiadać przyszłym kandydatom, jak wygląda to od zaplecza.

Sama wiem, że miałam wiele obaw, słyszałam różne nieprawdziwe historie i potrzebowałam kogoś, z kim po prostu będę mogła na ten temat porozmawiać. No i tak narodził się pomysł założenia bloga. Oczywiście prezentuję moje własne odczucia i nie każdy musi się z nimi zgadzać. Ja jednak staram się przekazać, że nie jest tak strasznie, jak się może wydawać. Wierzę, że takie słowa wsparcia na początku są bardzo ważne.

Często piszę z przyszłymi kandydatami i staram się rozwiać ich wszelkie wątpliwości i odpowiedzieć na każde nurtujące pytanie. Widzę w nich siebie, jak sama zaczynałam studia. Niektórzy mówią, że patrzę przez różowe okulary. Może jest w tym trochę prawdy, po co od razu nastawiać się negatywnie do świata.

Przyznam, że nie spodziewałam się takie dużego odbioru. Wiele ludzi czyta mojego bloga, sprawdza progi punktowe, które co roku staram się aktualizować. To bardzo miłe i cieszę się, że choć w taki sposób mogę komuś pomóc. Czasami mijam na korytarzu osoby, które mówią mi, że wybrały Wrocław dzięki mojej rekomendacji. To naprawdę niezwykłe! 

 

Rozwija Pani także prężenie działalność pozanaukową, związaną z samorządem uczelnianym. Na czym polegają jego aktywności?

Nasz samorząd działa na wielu różnych płaszczyznach i ciągle się rozwijamy, aby sprostać oczekiwaniom studentów. Bo samorząd budują przede wszystkim ludzie, nasi studenci. Obecnie zarząd składa się z przewodniczącego, vice -przewodniczącego, członka ds. promocji, członka ds. wolontariatu, członka ds. sportu i kultury oraz pełnomocnika ds. English Division.

Każdy ma swoje wizje i zadania, za które odpowiada. Ja do tej pory byłam odpowiedzialna za wolontariat, obecnie jestem Przewodniczącą. Udało nam się zorganizować wiele świetnych akcji na rzecz lokalnych fundacji – min. “paka dla zwierzaka”, podczas której nasi studenci robili wspaniałe, personalizowane paczki dla potrzebujących zwierząt. Zachęcam zajrzeć na nasz profil na Facebooku, aby zobaczyć efekty.

Organizujemy też “Dzień Życzliwości”, w trakcie którego co roku studenci pieką wspaniałe ciasta, którymi dzielimy się z innymi. Każdy, kto chce wesprzeć fundację, może wrzucić dowolną kwotę do puszki, ale to nie przymus. Co roku wybieramy inną fundację, która aktualnie najbardziej potrzebuje naszej pomocy. Zabieramy też studentów do różnych fundacji i stowarzyszeń, aby sami mogli zobaczyć, jak to wygląda “od kuchni”. Dzięki temu decydują się później na pomoc jako wolontariusze albo na prowadzenie domu tymczasowego dla potrzebującego zwierzaka.

Ostatnio byliśmy w Poznaniu w “Puchatym Patrolu”, udało nam się trochę pomóc szynszylom! Niestety pandemia trochę pokrzyżowała nam plany i na razie zawieszamy czynną pomoc fundacjom. Gdy wszystko wróci do normalności, na pewno do tego wrócimy! Poza tym organizujemy też życie kulturalne naszym studentom: dni integracji, grill na wałach, wspólny wypad do kina czy do teatru, a także gra w paintball czy lasertag. Członek ds. promocji aktywnie działa i współpracuje z wieloma firmami: mamy m. in. własne bluzy wydziałowe, bluzy medyczne, a nawet skarpetki!

Ostatnio prężnie rozwijamy nasze social media, można tam znaleźć m. in historie studentów z cyklu “ piątek wolontariatu”, a z okazji Światowego Dnia Zwierząt Bezdomnych powstał post ze zdjęciami studentów i ich adoptowanych pociech. Codziennie staramy się urozmaicać naszą działalność i nawet w czasie pandemii organizować różne wydarzenia – m. in. webinaria dla zainteresowanych studentów. Robimy to wszystko i wiele więcej.

Przyszłym kandydatom mogę śmiało powiedzieć, że jeśli mają pomysły i chcą do nas dołączyć, to zapraszamy!

 

Studia weterynaryjne obfitują zapewne w wiele wzruszających momentów, gdy można pomóc zwierzętom. Czy ma Pani jakąś swoją ulubioną historię?

Tyle ich było, że nie sposób wybrać jedną ulubioną, mam z tym duży problem. Na telefonie i komputerze posiadam wiele zdjęć różnych zwierząt, każde kryje za sobą jakąś szczególną historię, wspomnienie. Ja bardzo lubię kolekcjonować wspomnienia i wracać do tych radosnych w trudnych chwilach, a z tych złych wyciągać naukę na przyszłość.

Weterynaria niestety nie zawsze usiana jest dobrymi zakończeniami, ale to one najbardziej motywują do działania. Z pewnością najczęściej zapadają w pamięci historie, w których ciężko chore lub porzucone i zaniedbane przez poprzedniego właściciela zwierzę dostaje drugą szansę na lepsze życie. Wspaniale jest być świadkiem przemiany tych zwierząt, brać w nich udział i widzieć, że są w dobrych rękach.

Dobrze pamiętam lisy z pewnej interwencji na fermie. Byłam wtedy na praktykach wakacyjnych i mogłam pomóc w ich doglądaniu i opiece. Trafiły do kliniki w fatalnym stanie, wszystkie chore, przestraszone. To bardzo mądre stworzenia, jak można doprowadzić je do takiego stanu? Okazało się, że w klatkach były również trzymane psy. Fundacje dały im wszystkim drugą szansę! Z innej interwencji pochodził też lisek Maciek, niestety miał amputowaną kończynę. Obecnie bryka i ma się świetnie. Jest zupełnie innym lisem, cieszy się z życia i dokazuje.

Właśnie takie przemiany cieszą mnie najbardziej. Sama adoptowałam we wrześniu dwie szynszyle z “Puchatego Patrolu”. One również zostały uratowane z fermy. Widzę ogromny postęp w ich zachowaniu i cieszy mnie fakt, że powoli przekonują się do człowieka. Uwielbiam pracę ze zwierzętami, miłość do nich łączy ludzi.

Poza cudownymi zwierzętami można poznać równie wspaniałych ludzi – wolontariuszy, właścicieli, innych studentów. Nam wszystkim zależy na dobru zwierząt. 

 

Warto podkreślić także, że kierunki takie jak weterynaria powinny być wybierane przez osoby, które mają dość silną osobowość. Czy są jakieś szczególne predyspozycje, które powinien posiadać każdy student weterynarii? 

Myślę, że wiele predyspozycji ujawnia się w trakcie studiów. Często piszą do mnie osoby z obawami, że nie nadają się na lekarza weterynarii, bo słabo im na widok krwi lub myśli o pracy na preparatach. Studia rozwiewają wiele wątpliwości i przygotowują nas w pewnym stopniu do przyszłej pracy. Ja swoje mocne i słabe strony w kontekście weterynarii poznałam właśnie w trakcie studiów i późniejszych praktykach.

Tak naprawdę wciąż je poznaję i staram się nad nimi pracować. Bardzo ważna jest empatia do zwierząt, jednak samą miłością nie wyleczymy naszego pacjenta. Wiele osób śmieje się, że wybrało ten kierunek, ponieważ nie lubi pracować z ludźmi. Okazuje się, że kontakt z właścicielem czy innymi osobami również jest bardzo ważny i często nieunikniony gdy pracujemy jako lekarz klinicysta. Poza tym trzeba również lubić te zagadnienia i nie bać się pracy ze zwierzętami.

Przyszły kandydat musi się liczyć z tym, że czeka go dużo pracy własnej, którą musi włożyć w te studia i późniejszą pracę. Czasami są gorsze momenty, ale ze wszystkim można dać sobie radę. Bądźcie spokojni, z czasem odkryjecie czy macie większe predyspozycje na chirurga, radiologa, a może internistę? 

 

Wspomniała Pani o swoim szczególnym zamiłowaniu do zwierząt egzotycznych. Jakie aktywności zawodowe sprawiają Pani zatem najwięcej satysfakcji?

Zwierzęta egzotyczne to zdecydowanie mój największy konik! W przyszłości chciałabym zostać specjalistą od zwierząt nieudomowionych. Uwielbiam to uczucie ekscytacji przed wizytą w gabinecie kolejnego niezwykłego stworzenia.

Nigdy nie wiadomo czego się spodziewać. Jeszcze długa droga przede mną, ale myślę że obrałam dobre tory. Największą satysfakcję sprawia mi oczywiście praca z pacjentem, w klinice. Przekładanie teorii, której nauczyłam się na studiach na praktykę. Każdą wolną chwilę spędzam właśnie tam.

Uwielbiam uczyć się nowych rzeczy i poznawać nowe gatunki zwierząt. To nieustanna nauka i ciągłe odświeżanie swojej wiedzy. To wspaniałe uczucie móc rozwijać swoje umiejętności i poznawać kliniczny aspekt pracy lekarza weterynarii. W końcu rzeczy, które kiedyś wydawały mi się totalną abstrakcją stają się zrozumiałe i okazuje się, że wcale nie są takie trudne.

Nie sposób tutaj nie wspomnieć o moim największym mentorze i nauczycielu, którym jest lekarz weterynarii Grzegorz Dziwak. To jeden z najlepszych lekarzy, jakiego dane było mi poznać! Jest wspaniałym lekarzem, a prywatnie człowiekiem! To właśnie on uczy mnie pracy ze zwierzętami egzotycznymi, pokory oraz wiary we własne możliwości.

To bardzo ważne dla młodego adepta sztuki weterynaryjnej - znaleźć osobę, która poprowadzi nas przez trudne początki. Mi się udało za co jestem bardzo wdzięczna! 

 

Rozmawiała Anna Mlonka